5 sierpnia 2023 Mike

Wszystko zależy od kontekstu

Jakiś czas temu pokusiłem się o stworzenie małego wątku na Twitterze o tym, że decentralizacja to mit. Zdanie takie może zszokować wiec osób, a szczególnie tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę ze światem kryptowalut. Z tego właśnie powodu, postanowiłem rozwinąć ten wątek i opowiedzieć o tym, że o ile pełna i całkowita decentralizacja jest niemożliwa, o tyle w pewnych aspektach można zachować prawdziwą decentralizację. Ale po kolei…

Jak to jest z tą decentralizacją?

Tak jak wspomniałem wcześniej wszystko zależy od punktu widzenia. Zacznijmy od tego jak ludzie postrzegają decentralizację. W większości przypadków jest to po prostu odporność na cenzurę, który w dzisiejszym świecie jest powszechna. I bynajmniej nie jest to działanie “dobre”, którego celem jest zablokowanie w sieci treści szkodliwych, szczególnie jeżeli mamy na myśli najmłodszych użytkowników Internetu, ale usuwanie z sieci treści, które nie są poprawnie politycznie (największy rak dzisiejszego świata) lub też ujawniają machlojki rządzących.

Niestety Internet jako globalna sieć jest medium korporacyjno-rządowym, którym jesteś zawsze zależny od dostawcy usług. A idąc dalej, dostawca usług jest po prostu firmą i jak każda firma musi działać w pewnych porządku prawnym. Mówią wprost jest zależny od kaprysów władzy. Jeżeli chce normalnie prowadzić swoją działalność, świadczy usługi i zarabiać, to musi stosować się do żądań różnych urzędów i służb.

Tak więc na poziomie fizycznym decentralizacja jest nierealna, oczywiście mówimy o takie 100%. Ale jak wiadomo Internet jest rozległym medium, a działania cenzorów głównie skupiają się na mediach społecznościowych, tak więc przyjęło się, że w sieci nic nie ginie.

Skoro fizycznie się nie da, to jak…

Tutaj dochodzimy do sedna sprawy i aspektów, w których decentralizacja jest możliwa i często pożądana. Zacznijmy od samej sieci, która zwykle działa w oparciu o technologię blockchain i dla przykładu, algorytm Proof-of-Work. W tym wypadku możemy za przykład podać sieć Bitcoin, która składa się z kilku elementów. Dla uproszczenia przyjmiemy, iż mamy trzy rodzaje graczy w tej grze: użytkowników, górników i węzły.

Użytkownicy są po prostu osobami, którzy dokonują transakcji płacąc za to górnikom. Tylko i wyłączniku górnikom, gdyż w przypadku bitcoina, prowadzenie węzła sieci jest działalnością pro-bono. Sieć Bitcoin posiada dziesiątki tysięcy węzłów, które przechowują kopię całej historii transakcji sieci, od samego początku. To jest właśnie decentralizacja. Zaraz oczywiście znajdą się tacy, którzy powiedzą, że to górnicy mają tutaj znaczenie, a ponieważ liczących mining pool’i jest kilka, to górnicy mogą zmusić węzły do działania, tak jak sobie tego zażyczą.

Nie zgadzam się z takim podejściem i widzę tutaj dwa potencjalne problemy zabijające taką retorykę. Po pierwsze jest to kwestia decentralizacji samego kopania. Oczywiście powstały wielkie farmy, które kopią bitcoin, ale jeżeli spojrzymy na pool’e i % ich mocy, to tak na prawdę nie wiemy, ile % ich mocy to jest moc własna, a ile % to górnicy, którzy po prostu podłączają swoje maszyny, żeby kopać na danym poolu. Możemy wyobrazić sobie sytuację, w której pool nie ma żadnej koparki, a jest jedynie węzłem sieci i agregatorem mocy górników (skrót myślowy, ale nie jest to tematem tego wypracowania).

Jeżeli, któryś pool uzyskałbym ponad 51% mocy sieci i chciałby narzucić zmiany, który są nie do zaakceptowanie przez większość osób, to nagle mogłoby się okazać, że zwykli, pospolici kopacze opuszczają pool i jego moc wraca poniżej 51%. Ewentualnie węzeł takiego poola mógłby zostać uznany za szkodliwy i zostać zignorowany przez pozostałe węzły sieci, a bloki od niego po prostu odrzucane.

A drugi aspekt?

Zdaję sobie sprawę, że takie podejście jest niezgodne z wizją Satoshiego Nakamoto przedstawioną w Bitcoin Whitepaper, w którym napisał, iż łańcuch o najwyższej mocy jest tym właściwym, ale dodatkowo nie przewidział on (a raczej nie wspomniał w whitepaperze) o kolejnym, bardzo ważnym graczy (a raczej graczach) na rynku kryptowalut. Tym graczem są oczywiście giełdy.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której jakiś pool ma większość mocy i jest to jego moc i chce przeforsować zmiany, na które nie godzi się większość (np. zmiana nagrody za blok). Według wizji Satoshiego, to pool ma rację. A jednak biznes górniczy ma koszty i żeby się utrzymać musi sprzedawać BTC. A co gdy giełdy powiedzą, że nie uznają tych nowych bitcoinów i idą z większością? Co wtedy? Ano właśnie! To jest pies pogrzebany. Są to oczywiście scenariusze teoretyczne, ale często ten temat jest podnoszony przez zwolenników “prawdziwego bitcoina”.

Inne aspekty decentralizacji

Na samej sieci decentralizacja się nie kończy. Jeżeli chodzi o sam projekt, to on także, jak i sposób jego prowadzenia może być zdecentralizowany. Pracować nad kodem może wiele osób, tak samo jak zarządzać projektem. Zwykle przyjmuje to formę DAO, aczkolwiek większość DAO to po prostu ściema. Jeżeli siła głosu zależy od ilości tokenów, a większość tokenów jest w rękach CEO, to DAO samo w sobie nie ma sensu.

Niestety (lub stety) w świecie kryptowalut przyjął się (jak w polskiej polityce) system wodzowski. W większości projektów jest jedna osoba, która rozpoczęła projekt, jest (zwykle) jego CEO i to ona decyduje o kierunkach rozwoje tego projektu. Gdy ta osoba potrafił słuchać to jest w miarę okay, gorzej jeżeli taki delikwent głuchy jest na argumenty innych osób lub co gorsza ma syndrom Boga. Bardzo źle może się to skończyć.

Jeszcze innym pomysłem może być “rada starszych” projektu, która decyduje o wydatkach i/lub zatwierdza finasowanie zespołu pracującego nad rozwojem projektu. Taka rada zwykle składa się z najbardziej zasłużonych użytkowników danej sieci, którzy w większości przypadków prowadzą jej węzły (w sieciach PoS lub DPoS mogą to być walidatorzy o najlepszej reputacji).

Trzeba jednak pamiętać, że stare przysłowie mówi “gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść”. Demokracja jest dobra tylko w niektórych przypadkach. Ludzi głupich jest więcej niż mądrych i kryptowaluty nie są tutaj wyjątkiem. Jeżeli każdemu użytkownikowi sieci damy taką samą siłę głosu i będą oni decydować o kluczowych aspektach projektu, to nic dobrego z tego nie wyjdzie.

To nie znaczy, że społeczność nie może mieć prawa głosu, ba nawet powinna. Ale społeczność niech decyduje o takich aspektach jak np. kolor i kształt logo, wybór giełdy, na której ma być listing, itp.

Podsumowując

Decentralizacje jest bardzo ważna i potrzebna. I chociaż nie jesteśmy w stanie osiągnąć pełnej decentralizacji i odporności zakusy władzy, to powinniśmy się starać osiągnąć tak wiele jak możemy. Pamiętajmy, że blockchain, podobnie jak Internet nie jest ani dobry, ani zły. Jest po prostu narzędziem.

To od użytkowników zależy co będzie znajdować się na sieci blockchain i w jaki sposób będzie ona wykorzystywana. Czy będzie to przesyłanie środków, czy może okradanie innych użytkowników sieci? Ale czy kradzież środków jest uzasadnieniem cofania transakcji i niszczenia fundamentów tej technologii? Moim zdanie nie!

“Be careful what you wish for” mawiają Amerykanie i mają w tym wiele racji. Brońmy resztek wolności, która nam pozostała, nawet pomimo tego, iż możemy uważać, że nas problem nie dotyczy!

, , , ,